W kontekście tytułowej "kwadratury koła" dziwnym trafem przychodzi mi na myśl odwieczne prawo natury zdefiniowane w „Misiu” Stanisława Barei:
- Pani kierowniczko! Jak jest zima, to musi być zimno. Takie jest odwieczne prawo natury!
Ale my tu przecież o żużlu gaworzymy, więc:
- Jak jedzie Świst, to nie jedzie Rempała! Jak jedzie Rempała, to nie jedzie Świst! Ja już nie wiem, co mam zrobić! (Marek Cieślak; rok 1998).
* * *
"Wśród aspektów sprawy tej jest jeden bardzo ważny - ludzie nie zmieniają się, lecz tylko ich pojazdy" – śpiewała Ewa Wiśniewska. Obserwując sytuację drużyn żużlowych z wszystkich naszych lig (zostawmy na chwilę w spokoju Metalkas 2. Ekstraligę), to widoczne w czołówce „cytaty dnia” nic nie straciły ze swojej świeżości. Jedynie kibice Orlen Oil Motoru Lublin nie wiedzą pewnie o co chodzi, ponieważ ich drużyna to zapewne nawet przy trzech „słabujących” innym teamom bęcki sprawi.
No dobrze! Zostawmy już w spokoju jedynych „zakutych w skóry” - chociaż to miłe, że tak wzięli sobie do serca słowa wyśpiewanego przez zespół „Monstrum” hymnu Stali Rzeszów - bo trzeba zejść piętro niżej i przyglądnąć się z bliska naszym drogim"Żurawiom".
„Takich trzech, jak nas dwóch, to nie ma ani jednego!” – grzmi prastare przysłowie. Z mądrościami przekazywanymi od wieków w polemikę wchodzić nie należy, więc przyklasnę jedynie temu roztropnemu wytłumaczeniu faktu, dlaczego najwięcej – my kibice Stali, My niebiesko-biali – oczekujemy od Keynana Rew i Pawła Przedpełskiego. Ciągną chłopaki ten nasz wózek w stronę fazy play-off, czyli (tak dla przypomnienia) tej fazy rozgrywek, o której można powiedzieć, że jest dla nas ostatnio w równym stopniu tajemnicza i nieudostępna, jak spotkanie z Yeti podczas spaceru po Himalajach. Góry wszakże trzeba zdobywać, więc pnijmy się po stromych ścianach rundy zasadniczej, bo póki co, to wrzesień kojarzy mi się jedynie z mniej lub bardziej udanymi grzybobraniami.
„Huśtawka nastrojów” - to termin znany każdemu miłośnikowi sportu żużlowego. Euforia i przygnębienie są nieodłącznymi elementami przeżyć, gwarantowanych w cenie biletów nabywanych przez osobników zapełniających stadionowe trybuny. Nie ma więc sensu ględzić i biadolić, że Marcin Nowak albo doświetla zakręty, żeby pozostałej trójce jechało się lepiej, albo zabezpiecza tyły, dzierżąc czerwoną latarenkę zamiast palmy pierwszeństwa. Bezkompromisowy jest. Co by nie powiedzieć, chłopakowi palma nie odbiła, stara się podczas każdego biegu pokazać i siłę, i moc, i adrenalinę... tylko czasem te jego stalowe rumaki nie ciągną i z całej ekspresji, że tak powiem... d*pa. Albo nici. Krótko mówiąc – wolę naszego kapitana uśmiechniętego, z dorobkiem punktowym satysfakcjonującym i jego, i nas - kibiców, niż zamkniętego w sobie i wpadającego w komunikacyjny niebyt. Czasami "jak nie idzie, to nie idzie", ale pogadać zawsze warto. Spoglądając na mecze, które jeszcze się nie odbyły – punkty będą i koniec dyskusji. W końcu trzeba się do tej wspaniałej czwórki dostać, bo inaczej to nas samym śmiechem zabiją.
„Kuba - wyspa jak wulkan gorąca” śpiewał Janusz Gniatkowski, ale nasz Kuba - Jacob Thorssell, w tym sezonie zdecydowanie daje nam ochłonąć nawet w upalne dni, generując na torze "ciut" niższe temperatury niż lawa wulkaniczna. Wszystko się zgadza, wszystko wpisuje się w styl „chłodnego Skandynawa”, więc Jacob analizując z zimną krwią torowe problemy, ostatnimi czasy zaczął jechać po zdobycze punktowe gwarantujące wygrane mecze. Wcześniejsze występy to takie „żużlowe zatwardzenie”. Pomimo tego, że chłopak gniótł i… gniótł, to nic z tego nie wychodziło, ale teraz to jedynie melodia przeszłości (jak śpiewamy, to śpiewamy!). Proszę więc uprzejmie sympatycznego Kubę o wkomponowanie Texom Stal Rzeszów w zestaw pn. Pierwsza Czwórka – dziękuję!
Był taki jeden „Duńczyk” w „Vabank” Juliusza Machulskiego, jest i kolejny w Texom Stali Rzeszów, w ramach zagrania va banque Prezesa Michała Drymajło. Jeźdźcy z kraju Hamleta dawali już w rzeszowskiej drużynie czadu (oczywiście nie mam na myśli ostatniego sezonu sielsko spędzonego z Nickim Pedersenem), więc i nasz dawny znajomy z roku 2014 - Nicolai Klindt, nie powinien od nich odstawać, co zresztą udowadnia. Mamy kolejne koło zębate w skomplikowanej machinie zwanej drużyną. Czasem coś się zatnie, czasem coś zapiszczy jak „bida” w kącie, ale ważne żeby do przodu – wzorem jedynego kierunku uskutecznianego przez żużlowe maszyny.
W tym miejscu z ostrożności procesowej nie wspomnę o teoretycznym zmienniku Nicolaia - Davidzie Bellego, bo o tym zawodniku już kiedyś napomknąłem, i to w kontekście Lee Adamsa. Coś tam zadzwoniło podczas meczu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz, ale to w przysłowiowym "innym kościele". Nie będę tematu ciągnął, bo sam się tym występem „eksajtowałem”, dzwonek "na tak" był przedwczesny, a pamiętam, że dzwonnik z „Krzyżaków” Sienkiewicza, który zbyt wcześnie „zabimbał”, musiał zjeść sznur za który pociągnął. Swoją drogą, to nie będę sprawdzał smaku klawiatury, więc spuszczę w tym miejscu zasłonę milczenia.
„W młodzieży siła” - to tak popularne hasło, że pozwolę je sobie przytoczyć, mając na myśli nie strażaków z OSP, nie czasy słusznie minione, tylko naszą najmłodszą formację. W żużlu mającą niebagatelny wpływ na końcowy układ ligowej tabeli. Ostatnio nie było z tym najlepiej i trzeba było się posiłkować projekcją filmu kwalifikowanego jako dokument z racji 30-letniej historii ukazywanych wydarzeń, czyli: „Złote Rzeszowskie Dzieci”. Dla wytrwałych explorerów zasobów internetowych, to jeszcze na myśl mi przychodzą wyczyny młodzianów: Pawła Miesiąca, Dawida Stachyry i Karola Barana... ale to było dawno, dawno temu.
…jednakowoż – Adrian Przybyło z przytupem zameldował się w składzie podczas derbowego meczu z Autona Unia Tarnów, chociaż jedna jaskółka wiosny nie czyni (nawet taka tarnowska). Niech się chłopak rozwija i idzie śladem kolegów o których myśli się
z łezką w oku, a występy na żywo są fajniejsze niż przeglądanie starych filmików o standardzie VHS. Wokal ma: - Kto wygrał mecz! Kto wygrał mecz! Kibice odpowiedzieli – chłopak kupiony. Aduś – do boju!
No to sobie powspominaliśmy, scenariusz na rozwój naszego wychowanka nakreślony, więc jeszcze Franek Majewski i Wiktor Rafalski do kompletu. Ten pierwszy do fajnej sylwetki dołożył solidne trójki (takie na piątkę), więc… Będzie dobrze? Będzie, ponieważ wtedy przed meczem ma człowiek odpowiednie nastawienie, a i wątpiącym łatwiej odpyskować. Miej to proszę na uwadze, Franku.
Jeszcze słowo o Wiktorze. Nie będę głosem wszystkich kibiców, ale tych których znam. Ci którzy lubią wyrażać swoje zdanie wykraczając poza wojskową nomenklaturę (Dobrowolski – do brzegu!), martwią się postawą naszego młodego zawodnika. Zaciął się tak skutecznie, że można już mówić o cofaniu się w sportowym rozwoju. I na co to wszystko zwalić? Sam nie wiem. Przecież uczestniczy w każdym treningu (nawet jak nie ma treningu), w młodzieżowych występach punkty przywozi, a w lidze d*pa i to blada. Jedyna recepta, jaka przychodzi mi do głowy, to taka, że Wiktora trzeba „podgrzać”. Franka - Papa Gomólski do spóły z Papą Piskorzem ździebko schłodzili, i zagrało. Może odwrotny zabieg przyniesie odpowiedni skutek, bo Wiktor Rafalski jest nam potrzebny, a przecież ma jeszcze rok służby w szeregach żużlowej młodzieży. Takiego mam „pomysła”, być może jak Walduś Kiepski, ale zawsze to coś.
Dobiłem do brzegu, przegląd kadr zrobiony, jeszcze mi do głowy przychodzi apel mundurowy, ale czy kogoś obchodzi to, czy żużlowcy w plecakach mają regulaminową liczbę skarpet? Młodsi nie pamiętają, ale dawno temu to było oczkiem w głowie oficerów, a teraz w naszym speedwayu od hełmów (przepraszam – kasków) i innych niezliczonych cyngwajsów, są doskonale wyszkoleni i sprawdzeni bojem komisarze techniczni.
* * *
Odwołując się do tytułu, to nikt póki co nie ogarnął skonstruowania przy użyciu cyrkla i linijki, kwadratu oraz koła o tej samej powierzchni. Podobnie jest z konstruowaniem drużyny, ale to rzecz trudniejsza niż zabawa z przyrządami geometrycznymi (pomijając wspomniane już "Koziołki", rzecz jasna). Ja w każdym razie we wrześniu wybieram się na play-offy, a nie na play-downy… albo na grzyby.
Tomasz „Wolski” Dobrowolski