𝘾𝙤 𝙬𝙮 𝙧𝙤𝙗𝙞𝙘𝙞𝙚?! 𝙒𝙮 𝙣𝙖𝙨𝙯𝙚 𝙗𝙖𝙧𝙬𝙮 𝙝𝙖𝙣́𝙗𝙞𝙘𝙞𝙚! - krzyczeli fani "Jaskółek", którzy po wstrząsającej porażce 21:69 z Unią Leszno poszli pod budynek klubowy zaraz po zejściu z trybun. "Gdzie są pieniądze?!" - pytali. "Złodzieje!" - wyrwało się z tłumu. A jeszcze w trakcie meczu na płocie zawisł transparent o treści "Lewy Sp...j!", skierowany do przewodniczącego rady nadzorczej Unia Tarnów ŻSSA, którego fani oskarżają o prywatę i doprowadzenie klubu do upadku. Odpalono czarne race dymne, dla podkreślenia żałobnego nastroju po wyniku, który na zawsze już pozostanie czarną kartą w annałach tarnowskiego żużla.
Być może sytuacja nie byłaby tak napięta, gdyby klub (wciąż bez prezesa) zdecydował się na jedyny sensowny deeskalacyjny krok, czyli postawił na transparentność. Gdyby zorganizował zawczasu otwarte spotkanie z kibicami albo opublikował oświadczenie (tym razem nie autorstwa bota AI) oraz "mapę drogową" najbliższych działań. Wszak wszyscy fani "Jaskółek" wiedzieli, jak trudna jak sytuacja, wynik z Unią Leszno znali jeszcze przed wyjściem z domów. To nie jedynie kwestia pogromu w starciu z najlepszą ekipą ligi wywołała wybuch złości. Przy kryzysowych sytuacjach na taki dialog "bez cenzury" z własnymi sympatykami zdecydowali się działacze w Łodzi, Gorzowie, a niedawno w Gnieźnie. W Mościcach tej komunikacji i transparentności bardzo brakuje.
Strona internetowa równie dobrze mogłaby przestać istnieć, bo na żadne pytania kibiców nie ma reakcji. Działacze albo nie zabierają głosu wcale, albo oskarżają się nawzajem w mediach. Tym razem, poza haniebnym wynikiem, wśród fanów szybko rozeszła się wieść jakoby mecz obu Unii doszedł do skutku m.in. dlatego, że Janusz Kołodziej użyczył własnego sprzętu z akademii oraz wiedzy, aby przygotować rywalom tor. A przecież dopiero co miasto Tarnów wydało kilka milionów złotych z publicznych pieniędzy, żeby stadion spełnił wymogi zawodowej Metalkas 2.Ekstraliga. To, co zobaczyli fani w czwartkowe popołudnie 7 sierpnia z zawodowstwem nie miało wiele wspólnego.
Zakładając ten lepszy scenariusz dla "Jaskółek" - taki, że ktoś nad tym jeszcze panuje, zdrowszą opcją (acz wymagającą cywilnej odwagi) było powiedzieć kibicom otwarcie: "oddajemy końcówkę rundy zasadniczej, pojedziemy Madejem, Gryzłą, Bowesem, seniorzy dostaną cztery starty"; wyjaśnić, co z Žagarem - wszystko po to, żeby spłacić chłopaków z pierwszej transzy od Małopolska, wyrównać tyle zaległości, na ile jest to możliwe. Poinformować fanów, czy będą wpływy od TV, ligi, "pokazać papiery" i wyjaśnić, co z tytularnym sponsorem. Po to, żeby potem tymi zawodnikami, którzy zdecydują się zostać i nie zawnioskują o rozwiązanie umów, powalczyć o ten jeden kluczowy dwumecz. "Kto chce przyjść, kupić bilet i wesprzeć klub - kłaniamy się nisko i zapraszamy. Opłacimy z tego bieżące koszty. Kto nie chce - niechaj nie wydaje swoich pieniędzy. To my jako działacze zawaliliśmy, nie wy".
Niestety, niczego takiego kibice Unii nie usłyszeli. W ogóle słowa prawdy od dawna nie usłyszeli. Nic dziwnego, że nerwy im puszczają. A wzywanie policji pod klub niczego nie załatwi. Scenariusz gorszy brzmi bowiem: ten "Titanic" tonie, nikt już nim nie steruje. Unia Tarnów umiera na naszych oczach, po długiej i ciężkiej chorobie [*]